wtorek, 3 lutego 2015

Epilog


|Będę cię kochać do końca życia. A jeżeli jest coś potem, będę cię kochać także po śmierci. Czy mnie rozumiesz?|


*trzy miesiące później, Leo*
- Czyli to już jej ostatnia wizyta kontrolna? - spytałem szczęśliwy lekarza. Pokiwał twierdzącą głową a Leila złapała mnie za rękę i po pożegnaniu terapeuty wyszliśmy z gabinetu. Staliśmy przed drzwiami i wpatrywaliśmy się zahipnotyzowani w swoje oczy. Przejechałem opuszkiem palca po małej bliźnie na policzku Lee. Ta zawstydziła się i spuściła głowę. Wziąłem ją w ręce i delikatnie musnąłem jej usta. Opierając się czołem o nią wypowiedziałem parę słów. 
- Jesteś taka piękna - zacząłem - Pragnę widzieć Cię każdego ranka do końca swoich dni - wpiłem się w jej usta a dziewczyna owinęła rękoma moją szyję. Wybudziła się ze śpiączki półtora miesiąca temu. I od tamtej chwili co trzy dni chodziłem z nią na wizyty do doktora. Nie chciałem jej zostawiać samej, już nigdy. 
- Kocham Cię tak mocno, że aż boli mnie serce - powiedziała, kiedy się od siebie odkleiliśmy. Szeroko się uśmiechnąłem. Chwyciłem ją w pasie i wyprowadziłem ze szpitala. Leila jest najdzielniejszą i najuczciwszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem. Nie spodziewałem się, że jej charyzma może pochłonąć mnie całego. Shakira i Gerard spodziewają się drugiego dziecka a mały Milanek co chwilę wypytuję się rodziców skąd ten dzidziuś wziął się w brzuchu mamy. Wyobraźcie sobie zakłopotaną minę Geriego. Neymar stara się ustabilizować i zamierza oświadczyć się Cah, mamie jego małego synka. Alves nadal szuka właściwej drogi życia poprzez nadmierne chęci przygód, imprezowanie. Bartra ożenił się z piękną dziennikarką i już tylko czekać na powiększenie rodziny. A ja? Wyczekuję tylko na odpowiedni moment by zacząć nowy rozdział z Leilą. Jednak najpierw muszę dopilnować tego, aby czuła się bezpieczna. Nie spocznę póki tak się nie stanie. Lee zaczyna coraz częściej się uśmiechać i być tak pełna życia jak kiedyś. Jesteśmy na dobrej drodze pełnej szczęścia. 
________________________
No to teraz czeka mnie do napisana przemowa. 
Będąc szczera jest to jedyny blog, który udało mi się zakończyć. Na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Uważam, że skończyłam go nie dokończając paru istotnych wątków, ale nie miałam na nie innego pomysłu. To dało mi do zrozumienia, że czas tej historii powoli dobiega końca. Brak pomysłu i pisanie na siłę nie równa się z niczym dobrym. Starałam się robić wszystko, aby ta opowieść nie była nudna. I wydaję mi się, że dobrze spisałam się pod tym względem. Rozdziały również nie są napisane 'ubogo' czyli osiągnęłam swój cel. Dziękuję za wszystkie komentarze, wyświetlenia a szczególnie za wytrwanie ze mną do końca. To wiele dla mnie znaczy. Na pewna nie kończę swojej działalności na bloggerze. Potrzebuję chwile czasu, aby wymyślić zarys nowej historii. Głównym bohaterem jednak nie byłby już chyba Leo. Zastanawiałam się nad Bartrą, Ramosem czy też Sergio Aguero. Sama jeszcze nie wiem a psikus może wyjść taki, że jednak znowu będzie o Messim. Pożyjemy zobaczymy :) Chcę wam jeszcze raz z całego serca podziękować.     

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 10


|Wszystko straciło sens|


*Perspektywa Leo*
- Pana partnerka straciło bardzo dużo krwi - siedziałem w gabinecie lekarskim chwile po dwugodzinnej operacji Leily - Jej organizm nie funkcjonuje prawidłowo, ledwo trawi środki uspokajające co oznacza, że z dalszym leczeniem będziemy musieli zaczekać z tydzień czasu - zatrzymał się na chwile, aby wziąć oddech - Przez ten okres czasu będzie w śpiączce. Nie możemy panu obiecać czy na pewno wybudzi się po tak krótkim czasie. Są na to jednak nikłe szanse - zakończył.
- Ile według pana będzie w śpiączce? - spytałem drżącym głosem. Lekarz spuścił głowę. Nie wróżyło to niczego dobrego. 
- Jeśli mam być z panem szczery przewidujemy minimum miesiąc czasu - podejrzewałem, że to powie - Nie jesteśmy jednak pewni czy się obudzi - dodał cicho, smutnym głosem. Popatrzyłem na niego z przerażeniem - Zrobimy co się da, aby ją uratować - podziękowałem mu ze łzami w oczach i opuściłem gabinet. Pod jej salą zauważyłem Gerarda, Shakire, Neymara, Bartre i Alvesa. Przeszedłem obok nich nie mówiąc ani słowa od razu kierując się do swojej dziewczyny. Usiadłem na krześle niedaleko jej łóżka i złapałem ją za rękę. 
- Czuję się o wiele lepiej kiedy jesteś w pobliżu - przetarłem łzę spływającą z mojego policzka i delikatnie się uśmiechnąłem - Akceptujesz mnie za to kim jestem. A ja staram się robić wszystko abyś była szczęśliwa. Pokochałem Cię od pierwszej minuty, już wtedy wiedziałem, że jesteś dla mnie najważniejsza. No, bo przecież uratowałem ci życie? - zmarszczyłem brwi - Nie chciałem tego do siebie dopuścić, byłem jeszcze z Antonellą. Gerard pokłócił się ze mną z pięć razy o Ciebie - zaśmiałem się - Próbował mi to uświadomić a ja niepotrzebnie Cię zbywałem. Teraz jednak wiem czego chcę. Chcę żebyś ty towarzyszyła mi do ostatniej minuty ziemskiego życia. Więc musisz się wybudzić rozumiesz? - mocniej ścisnąłem jej dłoń i pozwoliłem paru łzom spłynąć po moim policzku. Przetarłem je i skierowałem się do wyjścia. 
- Kocham Cię - powiedziałem jeszcze po czym otworzyłem drzwi. Spojrzałem na grupę, która z niecierpliwością wyczekiwała odpowiedzi. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem mówić. Zasługiwali na prawdę bardziej niż ktokolwiek inny na świecie. Byli dla niej tak samo ważni jak ja. 

§  

Błądziłem ulicami słonecznej Barcelony. Nie umiałem już znieść widoku szpitalnych korytarzy. Shakira z chęcią zgodziła się mnie zastąpić i czekać na jakieś poprawy stanu zdrowia Lee. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Dlaczego ten chłopak, zrobił jej aż taką krzywdę. Widok zakrwawionego ciała Leily na pewna długo mnie nie opuści. Przynajmniej do momentu wybudzenia się ze śpiączki. Jedyne o czym teraz marzę to usłyszeć jej cudowny piskliwy głos. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu. Nie patrząc na rozmówce wcisnąłem zieloną słuchawkę.  
- Dzień Dobry. Tu główny posterunek policyjny w Barcelonie. Czy mam zaszczyt rozmawiać z panem Lionelem Messim? - zapytał. Zdezorientowany od razu potwierdziłem swoje dane - Dzwonię w sprawie próby zabójstwa pańskiej partnerki.       
- Tak, proszę mówić dalej - odparłem.
- Oskarżony, Pan Josh Dashner, jest stałym pacjentem zakładu psychiatrycznego w Madrycie. Nigdy nie powinien opuszczać  swojego pokoju a władze ośrodka zostaną skazani na karę pieniężną w celu nie upilnowania niebezpiecznego pacjenta. Nic więcej jednak w tej sprawie nie jesteśmy w stanie zrobić. Sąd z pewnością uzna go za niepoczytalnego w chwili popełniania przestępstwa i zostanie on odesłany do zakładu. Ale to już tylko formalność - odpowiedział.  
- Rozumiem. Więc mogę użyć stwierdzenia, że jesteśmy wolni od tego mężczyzny? - zapytałem. 
- Musi pan później przyjść podpisać papiery za panią Leile Carver. Z tego co wiemy jest w śpiączce. 
- Kiedy mam się zjawić w komisariacie? - chciałem to zrobić jak najszybciej, aby w końcu móc odetchnąć od tej całej sprawy. 
- Nie musi się Pan śpieszyć - powiedział ciepłym głosem komendant. 
- Jestem niedaleko więc zaraz się tam zjawię. Dziękuję za informacje, do widzenia - rozłączyłem się. Byłem kilka kroków od policyjnego budynku więc nie widziałem powodu czemu nie skończyć tego tu i teraz. Podpisałem z kilka dokumentów, które uważnie przestudiowałem i oddałem je w ręce starszego policjanta. Jedyne co zostało mi teraz, to czekać na poprawę zdrowia Lee. Wiążę z nią przyszłość, wręcz, nie wyobrażam sobie jej bez niej. Potrzebuję ją. Powolnym krokiem wracałem do szpitala. Po drodze rozdałem parę autografów starając się nie okazywać kibicom powodu do zmartwień. Bez nich bylibyśmy nikim. Dzięki nim czujemy się potrzebni i w głębi wszystkie bramki kierujemy do nich. Po ostatniej passie remisów i porażek zostali tylko sami prawdziwi kibice. żadnych sezonowców. I tak rozmyślając znalazłem się u boku Shakiry w pięć minut. Uśmiechnęła się do mnie a ja po prostu się do niej przysiadłam. Oparłem głowę o ścianę i zamknąłem oczy.
_____________________

Wielkimi krokami zbliżamy się do końca opowiadania :) No, bo w prawdzie został już tylko epilog. Dziękuję wam za wszystkie komentarze i miłe słowa. Były dla mnie wielkim natchnieniem. Ale nie teraz będę się rozczulać, bo mam do napisania jeszcze epilog! :)       


    

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 9


|Zaufanie to podstawa|

Od dwóch dni próbuje znaleźć tego chłopaka, który przyniósł do domu mój szal. Nie jest to łatwe zadanie. Shakira wyciągnęła od Leo tylko to, że był wysoki, miał brązowe włosy i niebieskie oczy. Przedstawił się jako Josh. Nawet nie macie pojęcia ilu chłopaków pasuje do tego opisu w samej Barcelonie. Obiecałam sobie kiedyś, że będę odpowiedzialna za mój związek z Messim do samego końca. Dlatego nie płacze tylko próbuje zrobić co się da, żeby to naprawić. Powoli tracę nadzieje, ale nadal próbuje. Leo 'zamieszkał' tymczasowo u Gerarda, więc ja zostałam w naszym domu. Siedziałam na kanapie i piłam sok truskawkowy. Znudzona przemieniałam kanały, nic mnie nie zainteresowało więc skierowałam się na górę. Jednak nie to było mi dane, gdyż usłyszałam dzwonek do drzwi. 
- Już idę - zawołałam i odłożyłam szklankę z sokiem na stół. Po chwili byłam już pod drzwiami i natychmiast je otworzyłam. Moim oczom ukazał się wysoki brunet o niebieskich oczach. Przypomina się wam coś? - Czego chcesz? - spytałam.
- Słyszałem, że mnie szukasz - ruszył brwiami w górę i w dół po czym oparł się o framugę drzwi. 
- A ja się pytam czego od nas chcesz? Nie znam Cię a jednak postanowiłeś zrujnować moje szczęście - odpowiedziałam będąc pewna siebie, aż tak bardzo, chyba pierwszy raz w życiu. Ten zrobił krok do przodu i był już w moim mieszkaniu - Wyjdź stąd - moja wiara zaczynała powoli się ulatniać. Zamknął drzwi a ja pobiegłam szybko do kuchni.
- Nie uciekniesz mi - powiedział cicho się śmiejąc. Stałam za blatem kuchennym a on był zaraz po drugiej stronie. Wzięłam w ręce nóż.
- Nie boje się Ciebie - nie było to w zupełności prawdą. Ręce drżały mi jak oszalałe. I myślę, że nie umknęło to mężczyźnie. Wyjął z kieszeni scyzoryk. Promienie słoneczne odbijały się w naostrzonym ostrym przedmiocie.
- Nie poznajesz mnie? - spytał z kpiną - To przecież ja. Twój najlepszy przyjaciel z szarego dzieciństwa - wtedy coś mnie olśniło. Wiem kto to jest. To ten Josh. Chłopak z którym zaprzyjaźniłam się w przedszkolu, gdy mieszkałam jeszcze w Madrycie. Byliśmy nierozłączni do szóstej klasy. Później tyle stało się w moim życiu, że go od siebie odsunęłam. Spotkaliśmy się w naszej kryjówce na obrzeżach miasta, ponieważ chciałam go przeprosić. Ten jednak przygniótł mnie do ściany i pocałował. Szarpałam się, krzyczałam. To był fragment dzieciństwa, który schowałam za drzwiami swojego umysłu, to był mój pierwszy pocałunek. Uderzyłam go wtedy pięścią w brzuch i przerażona uciekłam. Po moim ciele przeszły ciarki. Przez niego moje życie straciło sens, a ogień i woda stały się ulubionymi żywiołami. Przypominały mi dwulicowość. Ten ból. Nie umiałam nikomu zaufać, nie zwierzałam się nawet rodzicom, często uciekałam z domu na dwa-trzy dni. Każdy się ode mnie odwrócił. I żyłam pogrążona w smutku do momentu przeprowadzki do Barcelony. Tyle lat.
- To ty - popatrzyłam na niego z wyrzutem - Zniszczyłeś mi życie - po moim policzku spłynęła łza.
- Już tak nie dramatyzuj - zaśmiał się - Tylko Cię pocałowałem - prychnął.
- Wkładałeś mi ręce pod koszulkę i próbowałeś.. - zatrzymałam się.
- Dobrać się do ciebie - dokończył za mnie. Zaczął iść w moim kierunku. Podbiegłam do drzwi, które prowadziły na podwórko. Ledwo je otworzyłam i delikatnie przecięłam się nożem, który cały czas miałam ze sobą. Pobiegłam przed siebie. Ten jednak był tuż za mną. Byłam przerażona.
- Pomocy! - krzyczałam na tyle głośno ile umiałam - Pomocy! - powiedziałam to ponownie i chwyciłam się za włosy pozwalając łzom spłynąć po moich policzkach. Stał dwa metry ode mnie.
- Chyba nikt Cię nie słyszy, jaka szkoda - szedł w moim kierunku.
- Czekaj - zaczęłam - Zanim mi coś zrobisz, możesz zdradzić powód przez, który chcesz mnie skrzywdzić? - spytałam.
- Odrzuciłaś mnie, kochałam Cię, pragnąłem mieć przy sobie cudowną Leile Carver. Jednak ty postanowiłaś inaczej - odpowiedział. Wpadł w jakiś szał. Płakał i śmiał się równocześnie. Zaczynam uważać, że uciekł z zakładu psychiatrycznego. Co jeżeli to jest prawdą? Jednak nie było już na co czekać pobiegł wprost na mnie. Przeciął mi scyzorykiem policzek z którego od razu zaczęła cieknąć krew. Zaczęliśmy się szarpać. Nóż wypadł mi z ręki. Po chwili przewróciliśmy się na trawę. Rozpaczliwie wołałam pomocy. Poczułam ogromny ból w lewym udzie. Josh użył swojego scyzoryka ponownie i ponownie. Krzyczałam, płakałam, błagałam, żeby przestał.

§    
Perspektywa Leo

Shakira wszystko mi wyjaśniła. Wymknęła mi jak głupi jestem, że uwierzyłem w tę zdradę. Jak taka dziewczyna mogłaby mnie kiedykolwiek zdradzić. Miała rację. Przecież wiedziałem, że wszyscy są przeciwko nam a jak głupek w to uwierzyłem. Jechałem właśnie do naszego domu. Towarzyszył mi Gerard, ponieważ nie chciałem być tam sam. Mógłbym jeszcze zmienić zdanie. A naprawdę tego nie chciałem. Ale człowiek robi różne rzeczy, gdy się boi. Zaparkowałem na podwórku. Skierowałem się ku drzwiom wraz z Gerim, które chciałem już otwierać, ale byłem w stanie przysiąść, że słyszę jakieś krzyki. Skierowaliśmy w stronę podwórka a wrzaski stawały się coraz głośniejsze. Leila leżała na trawnika całe w krwi. Jakiś chłopak nad nią stał. To był on, Josh. Popatrzyliśmy się na siebie z Gerardem. Od razu pobiegliśmy w stronę sprawcy. Pod naszym ciężarem upadł i nie mógł się ruszać. Wyciągnąłem telefon i szybko zadzwoniłem na policję po czym na pogotowie. Leila patrzyła się przerażona w moje oczy. Złapałem ją za rękę a ta po chwili straciła przytomność. Chciałem ją złapać, już ją zawieść do szpitala. Ale Gerard nie poradziłby sobie z nim sam. Zacząłem płakać i krzyczeć. 
- Wszystko będzie w porządku - usłyszałem cichy i niepewny głos Pique. Jeżeli on w to nie wierzy to jak ja mam? Po chwili poczułem jak ktoś klepie mnie po plecach. Był to jeden z policjantów. Założyli mu kajdanki i od razu zamknęli w radiowozie. 
- Leila! - krzyknąłem i szybko do niej podbiegłem. Wziąłem ją na ręce. Było tyle krwi, wszędzie. Usłyszałem odgłos karetki i od razu pobiegłem za tym głosem. Pojazd się zatrzymał a sanitariusze od razu położyli ją na nosze i zaczęli reanimacje. 
- Jedzie pan z nami? - pokiwałem głową na tak i już byliśmy w drodze do szpitala. Przed wejściem poprosiłem Gerarda, aby poinformował Shakire i się nią zaopiekował. 
_______________________
Chwile grozy i psychiczny były przyjaciel? A czemu by nie? :p    

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 8


|Szczęście, dla niego żyjemy|

- Leo - upomniałam go gdy po raz kolejny włożył mi rękę pod bluzkę. Nie żebym tego nie chciała, ale zaraz miała przyjść do nas rodzinka Pique - Głupku - dodałam, śmiejąc się, kiedy Argentyńczyk wziął mnie ręce - Teraz czuje się jak księżniczka - zabrzmiał dzwonek a Leo nadal trzymając mnie na rękach poszedł korytarzem do głównych drzwi. 
- Zawsze nią byłaś skarbie - odpowiedział po czym delikatnie musnął moje usta.
- Zakochańce otwierajcie te drzwi, deszcz pada! - krzyknął zdenerwowany Pique, który swoją drogą brzmiał komicznie. Mogę przysiąść, że Shakira tupnęła nogą a Milan przewrócił oczami. Messi postawił mnie na ziemi a ja od razu otworzyłam drzwi. 
- Przecież mamy daszek - zwróciłam mu uwagę a ten przewrócił oczami. 
- Co nie zmienia faktu, że było zimno - usiadł obrażony na kanapie. Jak małe dziecko. Przytuliłam Shakire i wzięłam Milanka na ręce po czym pocałowałam w policzek. Ten zarumienił się i wtulił we mnie. Uwierzcie to najsłodsze dziecko na świecie. Odstawiłam go na ziemie myśląc, że pójdzie się bawić autkami, które ostatnio u nas zostawił, Jednak ten podbiegł do Leo i wpadł w jego objęcia. Łączyła ich taka rzadka więź. Najlepsi przyjaciele. Przybili sobie piątkę i Milan skierował się w końcu do salonu gdzie leżały jego zabawki. Uśmiechnęłam się szeroko do Leo a ten pokazał mi gestem, żebyśmy przysiadli się do Shakiry i Gerarda. 
- O czym chcieliście porozmawiać? - spytałam. Kolumbijka odwróciła wzrok i liczyła, że głos przejmie jej narzeczony - Stało się coś? - dodałam zdezorientowana.
- Trochę trudno wam teraz o tym powiedzieć - zaczął obrońca - Jesteście razem już cztery miesiące, prawda? - pokiwaliśmy głową wspólnie na tak - Jesteście tacy szczęśliwi a ta informacja może chwilowo te szczęście zniszczyć - spuścił głowę. 
- Zajmiecie się znowu Milankiem, bo chcemy odwiedzić mamę Pique? - spytała Shakira po czym od razu wybuchła śmiechem. Jezu, ile razy się jeszcze na to nabiorę. Przysięgam! Robią to prawie za każdym razem a ja zawsze się na tę ich gierkę nabieram. Spojrzeliśmy na siebie z Leo i pokręciliśmy bezsilnie głowami. 
- Durnie! - krzyknęłam i rzuciłam poduszkę w Shakire a Leo w Gerarda. Śmiali się jakby wygrali na loterii pięć milionów, choć pieniędzy i tak im nie brakowało - Oczywiście, że tak - wszyscy się śmialiśmy a gdy trochę ucichliśmy, usłyszeliśmy chichot Milanka.  

§    

- Leila - do pokoju wszedł Messi ze śpiącym dzieckiem w rękach - Położyć go w pokoju gościnnym czy w naszej sypialni? - spytał. Odpowiedziałam mu, że lepiej jeżeli będzie spał u nas, będzie się czuł bezpieczniej. Leo skierował się do wyznaczonego miejsca, aby mały mógł w końcu zasnąć w łóżeczku. Była już godzina dwudziesta trzecia a Milan zmrużył sen dopiero jakieś trzydzieści minut temu. A po Shakirze i Gerardzie ani śladu. Warto wspomnieć, że zajmujemy się już nim od czternastej. Nie chce narzekać, ale mieliśmy dzisiaj zrobić sobie wieczorem z Leo maraton filmowy, na który już oczywiście nie ma szans. Upadłam wykończona na kanapę. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam taka zmęczona. Zamknęłam oczy, gdy poczułam, że Leo siada obok mnie. Otworzyłam je i skierowałam głowę w jego kierunku.
- Gdzie oni są? - powiedziałam spokojnym głosem - Przesadzili dzisiaj trochę - dodałam.
- Nie mam pojęcia - zaczął - Wiem jedynie, że chyba teraz to my musimy sobie z nimi poważnie porozmawiać - pokręciłam głową na tak, w stu procentach go popierając - Idziesz spać? - spytał i wyciągnął do mnie rękę.
- Jeszcze chwile posiedzę i do Ciebie przyjdę - wysłałam w jego stronę delikatny uśmiech a ten po chwili zniknął w ciemnościach. Messi nie musiał długo czekać, bo po chwili byłam już w sypialni. Milanek leżał wtulony w Leo a ja wkradłam się pod koc z drugiej strony i od razu zasnęłam.

§   

Przeciągnęłam się na łóżku po czym otworzyłam oczy. Nie było Milanka i Leo. Znając życie przyszłe małżeństwo nareszcie przyszło odebrać swojego synka. Mam nadzieje, że jak zejdę na dół będzie tam na mnie czekało śniadanie, bo jestem strasznie głodna. Przebrałam się w leginsy i szeroką bluzkę na ramiączkach. Po chwili już schodziłam ze schodów. Zauważyłam swojego chłopaka siedzącego z gazetą i popijającego kawę. 
- O której przyszli po maluszka? - spytałam a ten oderwał wzrok od czasopisma. 
- Około dziewiątej - uśmiechnął się. Ku mojemu zaskoczeniu żadnego śniadania nie było. Cóż to za chamstwo. 
- Wychodziłaś wczoraj z domu zanim wróciłaś do łóżka? - popatrzyłam się na niego nie za bardzo rozumiejąc czemu zadaje te pytanie. 
- Nie, po pięciu minutach już byłam z wami - odpowiedziałam pewna swoich racji. 
- Na pewno nikt do ciebie nie przyszedł? - zapytał ponownie z kpiną w głosie. 
- O co ci chodzi? Nikogo tu nie było, ja nigdzie nie szłam - spojrzałam na niego jak na wariata. W głębi liczyłam, żeby powiedział, że to jakiś żart jak Shakira i Geri mieli w zwyczaju nam robić. 
- Był tu dzisiaj jakiś chłopak. Mówił, że zostawiłaś u niego szal - wyciągnął spod stołu mój ulubiony niebieski szalik. 
- Leo nigdzie nie byłam. Obiecuje! Nie wiem skąd ten ktoś ma to - wskazałam palcem na okrycie.
- On uważa, że spędziłaś u niego noc - wstał i podszedł do mnie - Dlaczego mnie ranisz? - spytał ze łzami w oczach po czym wyszedł z domu. Stałam w osłupieniu przez dobre dziesięć minut. Co to niby miało być? Jaki chłopak? Przecież nie znam w Barcelonie żadnej osoby, której Leo by nigdy nie widział. Wzięłam do ręki telefon i wybrał jego numer. Poczta głosowa. Zrobiłam to jeszcze raz, drugi, trzeci.. Ciągle to głupia mechaniczna sekretarka. Rzuciłam telefon w kanapę. Było we mnie więcej złości niż smutku. Kto znowu chcę stanąć na naszej drodze? Czy my nigdy nie będziemy mieć spokoju? 
_______________
Przepraszam, że rozdział dodaje dopiero teraz, ale wcześniej męczył mnie chwilowy brak weny ;/  

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 7


|Czyste sumienie|

*Leila*  
Ruszyłam w stronę wyjścia ze szpitala. Przed chwilą dostałam zezwolenie na powrót do domu. Spędziłam tu jedną noc i ani razu nie widziałam Leo. Musiał mieć chyba ciekawsze zajęcie niż opieka nade mną. Ale nie mam zamiaru się poddawać. Wiem, że nadal mu na mnie zależy. I będę o niego walczyć do końca swoich sił. Shakira, Gerard i Neymar byli przy mnie cały czas. Jednak teraz każdy niefortunnie miał jakieś zajęcie i sama musiałam udać się do domu. Teraz którego? Postanowiłam pojechać do apartamentu Messiego. Słyszałam, że opuścił wczorajszy i dzisiejszy trening przez co nie został powołany na jutrzejszy mecz. Nikt nie wiedział gdzie on jest. Nawet Bartra, który spędzał z nim ostatnio sporo czasu i Sergio Aguero jego najlepszy przyjaciel nie chciał pisnąć słowa. Otworzyłam drzwi mieszkania i wzięłam głęboki oddech. Czułam się jak w domu. Odłożyłam kluczyki od samochodu na blacie w kuchni i nalałam sobie soku bananowego. Stałam przez chwilę i rozkoszowałam się smakiem. W szpitalu podają do picia samą wodę. A muszę przyznać nie za bardzo lubię ją pić. Stałam oparta o blat kuchenny, gdy usłyszałam jak ktoś obijając się o ściany schodzi po schodach. Było to dość donośne. Tak jak się spodziewałam zauważyłam na wpół żywego Leo. Nic dziwnego, że nie otwierał drzwi. Wyglądał jak trup. 
- Leila - usiadł ciężko na krześle - Byłaś tamtej nocy u mnie prawda? - uśmiechnął się i pokręcił głową. Kiwnęłam mu na tak - Domyślam się, że wiesz już w co się wpakowałem i za wszelką cenę chciałaś mi pomóc - stwierdził. 
- Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Jeżeli coś by Ci się stało nigdy bym tego sobie nie wybaczyła. Nie przejmuj się mną do cholery. Zrób co masz zrobić i wyciągnij się z tego bagna - wzięłam głęboki oddech - Nie interesuję mnie twoje zdanie, bo i tak ci pomogę. Oddam za Ciebie nawet życie - dodałam. Przekręcił się no krześle i spuścił głowę. Podeszłam do niego i wzięłam ją w dłonie. Łzy spływały mu z oczu. Usiadłam ukradkiem na nim i mocno przytuliłam. Ten wtulił się we mnie i po chwili po pomieszczeniu rozległ się głośny płacz. Bardzo mocno mnie ściskał, nie przeszkadzało mi to. Jest całym moim światem.
§   

Siedzieliśmy na kanapie w salonie i oglądaliśmy serial komediowy. Opierałam się plecami o próg kanapy a nogi spoczywały na Leo. Spojrzał na mnie a ja na niego. Przybliżyłam się do chłopaka, nie ścigając przy tym nóg. Lekko nachyliłam się nad nim i musnęłam jego usta. Ten pogłębił pocałunek. - Teraz wszystko ci opowiem - powiedział kiedy się od siebie oderwaliśmy - To co ci się stało w kolano - dłoniami przejechał po bliźnie a po moim ciele przeszły ciarki - Wcale nie było przypadkiem - spojrzałam na niego zaskoczona - Gra w kłamstewka jest czymś w rodzaju katastrofy lotniczej. Kiedy nie umiesz opanować samolotu a twoją jedyną opcją jest pociągnąć za sprzęgło co grozi przyśpieszaniem nieuniknionego lub w najlepszym przypadku marną deską ratunku. Razem z chłopakami pociągnęliśmy za sprzęgło i niestety przyśpieszyło to katastrofę - delikatnie się uśmiechnął - Jej jedyną zasadą jest gra o życie. Jeżeli poddasz się przed końcem odpadasz i możesz przedwcześnie zakończyć swój rozdział. Trwa trzy miesiące. Co dzień musisz spełniać polecenia 'szefa'. Jeżeli chcę żebyśmy przegrali to musimy to zrobić. Czasami da nam również zremisować. Może kazać nam zerwać kontakty z najbliższymi i tego podobne sprawy - zastanowił się - Jak pewnie wiesz moja gra trwa już miesiąc. Ci ludzie są naprawdę groźni. Ciary przechodzą mnie na samą myśl spotkania się z nimi. Jedyną luką w całej sprawie jest fakt, że aby uniknąć utraty życia mogę wynegocjować z nimi pokój. Co udało się zaledwie dwóm osobom. I właśnie za dwa dni idę do nich. Jeżeli mi się nie uda moje pociągnięcie sprzęgła zakończy się jeszcze gorzej niż na początku - po jego policzku spłynęła samotna łza - Idę walczyć o nas wszystkim. Xaviego, Neymara, Gerarda i Daniego - dodał. 
- Idę z tobą - odpowiedziałam. Pokiwał stanowczo głową na nie - Jak już dzisiaj powiedziałam nie interesuje mnie twoje zdanie..  

§

*Dwa dni później*
- Poinformowałem ich wcześniej, że będzie towarzyszyła mi jedna osoba - powiedział Leo i mocno ścisnął mnie za rękę. Staliśmy przed olbrzymią czarną bramą i czekaliśmy aż szef zezwoli nam na wejście. Co stało się chwile później. Znaleźliśmy się w starym opuszczonym magazynie. Na środku było krzesła a na nim siedział napakowany człowiek z opaską na głowie. 
- Czekam na wasze argumenty - zaczął ochrypłym i znudzonym głosem. 
- Chciałem... - powiedział Messi, ale zatrzymał się w połowie. Stracił tą pewność siebie, którą napawał mnie przed wejściem do tego pomieszczenia. Jąkał się i nie umiał znaleźć odpowiedniego słowa. Zrobiłam krok do przodu co spowodowało że stałam pół metra od lidera. 
- Przyszliśmy tutaj ściągnąć tę klątwę - przewróciłam odważnie oczami - Jakimi argumentami mamy niby sobie pomóc? Jesteśmy tu, aby coś zdziałać a nie bawić się w gierki jak małe dzieci dupku - słyszałam jak Leo z tyłu prosił mnie, abym trochę pohamowała. Ale ja tu byłam uratować mojego chłopaka i nic innego się nie liczyło. Podszedł do mnie mężczyzna z jego prawej strony i spoliczkował. Złapałam się za piekące miejsce.
- Ty sukinsynie! - Leo próbował wyrwać się z objęć ochroniarzy i mi pomóc jednak nie dał rady. 
- Myślisz, że boję się tych twoich zarośniętych i brzydkich goryli? - spytałam lekceważąco wyprostowując się. Przymierzył się do drugiego strzału jednak szef mu zabronił - Możecie mnie nawet zabić tylko zostawcie ich w spokoju. Widzę, że jesteś kolejnym nieszczęśliwym ćpunem, który kiedyś miał życiowe cele, ale wszystko przepadło. Chcesz się za to zemścić na innych ludziach, nienawidzisz ich. Chcesz krzywdzić - spojrzał zszokowany na mnie a jego twarde oblicze powoli miękło - Zanim wyprawiać takie rzeczy powinieneś wejść się w garść i zaczął nadrabiać to co straciłeś! Stoisz w miejscu. Po co? Żeby dać satysfakcje tym wszystkim, którzy ci nie pozwolili zdobyć szczęście gdzie najbardziej go szukałeś? Jeżeli tam go nie znalazłeś to wskazówka, że trzeba szukać gdzie indziej - wstał i podszedł do mnie. Messi szarpał się z 'gorylami' bojąc się, że chcę mi zrobić krzywdę. Sama tak przez chwilę myślałam. Jednak po chwili zobaczyłam w jego oczach nadzieje. Widziałam w nich światełko, które zaczęło delikatnie świecić. 
- Masz racje - przemówił a moim ciele przeszły ciarki - Masz cholerną rację - dodał - Wypuście ich i spalcie ich umowy - nie mogłam uwierzyć własnym uszom. 
- Ale szefie - spotkał się z protestami jednak nic z tego nie zrobił obrócił się na pięcie i wyszedł. Oni zaraz za nim. 
- Nie chce was więcej widzieć - zawołał jeszcze. Po chwili zauważyliśmy ogień i wtedy byliśmy pewni, że spalili ich umowy. Pośpiesznie odwróciliśmy się i wyszliśmy.

§     

- Kochamy Cię! - chłopacy rzucili się na mnie ze łzami w oczach. Byli mi tak bardzo wdzięczni. Nie chcieli mnie puścić. Słyszałam jak Shaki z tyłu cicho się śmieje. Gerard odkleił się od reszty i podszedł do niej.
- Przepraszam kochanie - zaczął - Jesteś najważniejsza osobą w całym moim życiu. Ty i Milanek - Shakira wpadła w jego objęcia i uwierzcie nie miała zamiaru go puszczać. Jej skarb w końcu wrócił. Udało mi się w końcu wyrwać z ich uścisków i odeszłam na stosowną odległość. Nie było mi jednak dane odpocząć, bo po chwili Leo podniósł mnie do góry, przyparł do ściany i namiętnie pocałował.
- Przestań, za dużo tu ludzi - powiedziałam cicho się śmiejąc, jednak pragnęłam więcej. 
- Zaraz to się zmieni - nadal trzymając mnie na rękach otworzył cudem drzwi i wróciliśmy do siebie. 
_______________
Tak się zagmatwałam w tej grze w kłamstewka, że po prostu musiałam już ją zakończyć w tym rozdziale ;p Przewiduję ten blog na 10 rozdziałów + epilog, ale jeszcze wszystko może się zmienić ;)

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 6


↕Prawda zawsze wyjdzie na jaw↕

Muzyka ♫

Ostatni raz spojrzałam w lustro i poprawiłam swoje długie blond włosy. Wzięłam głęboki oddech, ubrałam buty po czym wzięłam kluczyki od samochodu. Wypatrywałam ostatniego zakrętu prowadzącego do domu Leo. Było już późno, bodajże trzecia w nocy a ja sama nie byłam do końca trzeźwa, ale po ostatniej kłótni z Messim, uciekłam do moich rodziców a najlepszy piłkarz na świecie wcale nie kwapił się odzyskać mnie z powrotem. Jednak byłam pewna, że teraz moim obowiązkiem jest odpowiedzialność za nasz związek, Wcześniej ten ciężar był na barkach mojego przystojnego chłopaka, teraz moja kolej. Zaparkowałam samochód niedaleko jego domu. Zauważyłam, że koło posiadłości Leo jest sporo innych pojazdów. Jednak nie speszyło mnie to i skierowałam się do drzwi. Po cichu je otworzyłam i na palcach udałam się do pokoju z którego dobiegała rozmowa.
- Musimy w końcu powiedzieć im prawdę - Gerard ze łzami w oczach chwycił się za włosy - Nie dam rady dłużej ranić Shakiry! Ani Leily - po jego policzkach spłynęły łzy. Bartra podniósł się z miejsca i przemówił.
- Wiem, że jesteś zbyt słaby na grę w kłamstewka, ale gdy raz weźmiesz udział nie możesz się z niej tak szybko wycofać - zaczął - Zgodziłeś się wtedy na imprezie, choć byłeś nieźle zalany i nie do końca słyszałeś warunki. Nie wiem czy pamiętasz, ale prosiłem Cię - odwrócił się do reszty - Was, żebyście tego nie robili! Pamiętam jakie problemy miałem wtedy - przerwał i mocno zacisnął powieki - kiedy się zgodziłem. Straciłem wszystko, miłość mojego życia - spojrzał ukradkiem na Leo - pieniądze, pracę dosłownie wszystko - dokończył i upadł zrezygnowany na kanapę.
- Marc - głos przejął Xavi - Jak możesz nam pomóc? Jestem wykończony ciągłym przegrywaniem, nie tylko na boisku, ale i w życiu - zawsze opanowany i najbardziej rozsądny Xavi był załamany. O co chodzi z tą grą w kłamstewka? Nawet największych potrafiła zabić.
- Mam dość - dodał Hernandez. Z dalszej rozmowy wynikało, że tylko Bartra nie wziął udziału w tej grze. Kiedyś jednak w niej uczestniczył i uważa to za najgorsze miesiące swojego życia. Reszta obecnych w tym pomieszczeniu Leo, Neymar, Gerard, Xavi i wiecznie uśmiechnięty Dani zagrali w grę o 'życie'. A ja dyskretnie się z niej usunęłam.

§

Powolnymi krokami, trochę się chwiejąc, znalazłam wyjście z domu Leo i próbowałam w ciemnościach wypatrzeć swój samochód. Nie widziałam go. Byłam jednak pewna, że zostawiłam go pod tamtym drzewem. Z nutką przerażenia skierowałam się w dane miejsce sprawdzić czy na pewno zniknął. Potknęłam się po drodze o wybrzuszenie w trawniku, gotowa wpaść właśnie na auto. Szukałam go rękami w powietrzu jednak nic nie znalazłam i upadłam gołymi nogami na żwir przecierając przy tym niebezpiecznie kolano. Momentalnie chwyciłam się za miejsce przecięcia z którego płynnie wypływała krew. Nie miałam przy sobie niczego czym mogłabym owinąć zranione miejsce. Krwi coraz więcej. Z trudem wstałam utykając na jedną nogę. Nie potrafiłam zgiąć kolana. No podwórku powoli jaśniało. Ileż musiałam przesiedzieć godzin u Leo podsłuchując rozmów. Z trudem wyciągnęłam telefon z kieszeni zauważając, że moje ręce całe są w krwi. Na ekranie widniała godzina szósta. Stałam w miejscu na jednej nodze, promienie słoneczne raziły moje oczy. Moje włosy były w rozsypce. Każde pasmo skierowane w inną stronę. Biała koszulka wsadzona do krótkich potarganych spodenek była cała brudna, w krwi. Ledwo otwierałam oczy. Gotowa upaść zobaczyłam jak drzwi z domu Leo się otwierają. Wypuszczał przyjaciół gdy mnie zobaczył. Przez kilka sekund stał w osłupieniu po czym skierował wzrok na moje skaleczenie. Za chwilę już był przy mniej łapiąc w pasie i biorąc na ręce. Z ulgą wypuściłam powietrze, nie umiałam już ustać. Zamknęłam oczy i obraz mi się urwał.

§     
 <Perspektywa Leo>

- Aguero - powiedziałem przez łzy opierając się o ścianę w pustym szpitalnym korytarzu. Kiedy przywiozłem tu Leile pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było zatelefonowanie do mojego najlepszego przyjaciela - Skąd ona się tam znalazła? - załkałem - Jej kolano było rozcięte jakby nadziała się na nóż - miałem ogromne wyrzuty sumienia, że pozwoliłem jej pobyć przez tak długi okres czasu samej. Mogłem jej pilnować. Mogłem przy niej być, powiedzieć prawdę i ją wspierać - Jestem dupkiem - dodałem.
- Leo to nie twoja wina - już otwierałem usta, aby coś powiedzieć, ale on kontynuował - Od zawsze wiedziałeś, że Lei jest najciekawszą osobą na świecie i musi wszystko wiedzieć. Pewnie była w twoim domu, podsłuchiwała o czym rozmawialiście i próbowała się wymknąć co zakończyło się nie udaną próbą - zatrzymał się na chwile - Tylko nie dostała się tam przecież na nogach, widziałeś jej samochód?
- Nie zwróciłem uwagi, ale chyba go tam nie było. Ale znalazłem ją na miejscu gdzie zawsze parkowała jak do mnie przyjeżdżała - nagle coś do mnie dotarło - A co jeżeli ona udała się do swojego auta, którego jednak tam nie znalazła i upadła na ostry przedmiot nie przypadkowo wbity w ziemie? - zapytałem będąc prawie pewnym swoich słów. 
- Właśnie o tym samym myślałem, Jedź to sprawdź. Dasz radę Leo. Ty zawsze dajesz radę - dodał po czym się rozłączył. Opuściłem szpital i po 15 minutach byłem na miejscu. Przed wejściem na żwir na ziemi leżał sporej wielkości kamień, którego w życiu tu nie było. A tam dokładnie w miejscu gdzie Leila stała z ziemi wystawał nóż.

_________

Uhuhu dzieje się dzieje :D

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 5


↕Mówią, że ludzie dbają o to co kochają↕


- Chłopcy przedstawiam wam dziewczynę, której uratowałem dzisiaj życie - wypiął pierś do przodu i z dumą dokończył - Ta niewiasta nazywa się Leila Carver - zaśmiał się po cichu dodając mi otuchy. Byłam strasznie zestresowana. Leo Messi przedstawiał mnie właśnie swoim przyjaciołom z drużyny. Z pewnością będzie to dla mnie niesamowite wspomnienie, ale jak na razie jestem cholernie wystraszona pobytem tutaj.
- Cześć - odpowiedziałam nerwowo - Zawsze chciałam was poznać - uniosłam głowę w górę i wysłałam im nieśmiały uśmiech. Poczułam pozytywną energię bijącą od ich szczęśliwych dusz. Każdy w szarmancki sposób przedstawił mi się choć i tak każdego z osobna znałam. Uznali, że to najlepszy pomysł na zaczęcie przyjaźni.
- Nie stresuj już się tak, możesz czuć się tu jak w domu - powiedział Gerard przyciągając mnie do siebie. Tak to będzie początek jednej z moich najlepszych przyjaźni w życiu. 
Siedziałam na starej, drewnianej ławce w parku obok ogromnej 'płaczącej' wierzby. Wiał zimny wiatr a niebo było zachmurzone. Zbierało się na deszcz. Nie miałam jednak zamiaru stamtąd iść. Wolałam powspominać stare dobre czasy. To co się teraz dzieję w szatni Barcelony jest okropne. Nie wiem nawet czy to wystarczające słowo by opisać tę sytuację. Jestem już Leo trzy miesiące. A ostatnie 31 dni było nie ustającą kłótnią. Miałam dość. Zmienił się, nie poznawałam go. Dzień w dzień nowa sprzeczka. Chciałam uciec, ale za bardzo go kochałam. Główny powód naszych kłótni? Przestał być miły, sympatyczny, nieśmiały i kochający. Stał się wredny, pobudliwy i nie potrafił okazać miłości. Czułam się jakbym była w błędnym kole. A przecież pierwsze dwa miesiące były takie cudowne. Codziennie rano przynosił mi śniadanie do łóżka a w zamian to ja zajmowałam się kolacją. Cudowne długie spacery, randki jakbyśmy byli nastolatkami. Było po prostu idealnie. Reszta też jest inna. Przestali cieszyć się grą, stali się smutni a wieczne szczęście bijące z nich? Umarło. A stało się tak po jednym wieczorze kiedy poszli wspólnie świętować zwycięstwo Pucharu Króla. Wrócili i każdy był inny. Jakby zamienili się z kimś umysłem i sercem. Wyrwałam się z rozmyśleń i zauważyłam zmierzającą w moim kierunku zapłakaną Shakirę. Podbiegłam do niej i mocno przytuliłam.
- Co się stało? - spytałam choć i tak dobrze znałam odpowiedź - Co on znowu zrobił kochanie? - wzięłam ją za rękę i zaprowadziłam na ławkę. Przetarła spływającą łzę i wzięła głęboki oddech.
- Wiesz, że teraz grali mecz, prawda? - pokiwałam głową na tak. Nie chciałam tam być, ale gdybym wiedziała, że Shakira tam idzie na pewno poszłabym z nią - Znowu przegrali. Poszłam za nimi do szatni i lekko otworzyłam drzwi - załkała - Słyszałam o czym rozmawiają - zauważyłam przerażenie na jej twarzy - Wydaję mi się, że ktoś ich prześladuję. A kiedy weszłam do środka Gerard wyskoczył na mnie i ruchem ręki wypchał za drzwi - położyła głowę na moim ramieniu i zaczęła płakać. Przytuliłam ją jak najmocniej mogłam.
- Cóż Shakira,chyba jednak musimy to zrobić - powiedziałam patrząc daleko przed siebie.
- Jesteś tego pewna? - zapytała wyprostowując się i starając wyłapać mój wzrok. 
- Nie, ale tak trzeba - powiedziałam patrząc jej w oczy. Starałam się uśmiechnąć, ale byłam na to zbyt przybita. 
§

- Proszę otwórz drzwi - stałyśmy z Shakirą przed domem dobrze nam znanej osoby i rozpaczliwie próbowałyśmy dostać się do środka - Nie wierzę, że to powiem, ale potrzebujemy twojej pomocy - usiadłyśmy zrezygnowane na schodach.
- Dobra czego chcecie?- w drzwiach pojawiła się długowłosa brunetka spoglądając na nas z dużym poirytowaniem.
- Antonella - zaczęłam - Rozmawiałaś może ostatnio z Leo? - zapytałam. Zauważyłam jak przez chwilę na jej twarzy widniało przerażenie.
- Tak - odpowiedziała głośno przełykając ślinę - Wejdźcie - dodała gestem ręki wskazując nam drogę.
- Możesz nam opowiedzieć po co przyszedł? - Shakira zadała pytanie,na które Anto od razu odpowiedziała.
- Przyszedł tu gdy był pijany i z tego co zauważyłam chyba dosyć często jest w takim stanie - zaczęła - Wpuściłam go do środka a on usiadł na to samo miejsce gdzie właśnie siedzisz ty Leila, to był jego ulubiony punkt w całym domu kiedy jeszcze byliśmy razem - stary, zakurzony fotel, kto by pomyślał - Zaczął bełkotać o tym jak ważna dla niego jesteś - mówiła prosto do mnie - i jak bardzo Cię rani. Mówił, że nie ma wyjścia, że ktoś każe mu tak robić. Że oni wszyscy wpadli w wielkie tarapaty - spojrzała na nas - On, Gerard, Neymar, Bartra, Xavi i paru innych. Nie pamiętam już dokładnie. Płakał, był wystraszony. Dopiero później zauważyłam, że po dłoni spływała mu krew - wzdrygnęła się - To było straszne. Myślę, że oni naprawdę mają poważna kłopoty. I chcę byś im pomogła. Bo mimo, że Leo wybrał Ciebie nadal mi na nim zależy. - Popatrzyłyśmy się na siebie przerażone. Jednoznaczne było to, że musimy zabawić się w szpiegów i znaleźć źródło ich problemów. Chwile później udałyśmy się z  Shakirą do wyjścia i pożegnałyśmy się z Anto. Podziękowałam jej, że miała w sobie na tyle siły, aby wyznać mi prawdę. Co jak co, ale w idealnych relacjach to nie byłyśmy. Zaczęłam się bać, miałam wrażenie, że ktoś śledzi każdy mój ruch. A teraz ja sama musiałam śledzić każdy ruch mojego chłopaka. Byłam wystraszona. Nikt nie przygotował mnie na takie coś. Nikt. Więc dlaczego muszę to przeżywać?
_____________________
No to zaczynam trochę bardziej rozkręcać akcje ;)